14 listopada 2008

Miechunkowa galaretka


Jakaż była moja radość kiedy jakiś czas temu natknęłam się w moim ulubionym markecie na paletę pełną koszyczków z physalisem, czy bardziej po naszemu, miechunką. Uwielbiam tego pomidorka w spódniczce! Owoce były w idealnym stanie i w tak przystępnej cenie, że bez namysłu zaopatrzyłam się w zapas, który pozwoliłby mi zatrzymać smak tego owocu na dłużej w formie słodkiej galaretki do deserów. Ów sos jest dla wielbicieli słodkości tym, czym dla Kubusia Puchatka baryłka miodu :)
Sam owoc ma smak delikatny - taki jakby wyodrębnić delikatność miąższu pomidora, truskawki, poziomki..może maliny.

Pamiętam kompozycję suszonych kwiatów, którą ułożyła moja Mama i która stała w wazonie na kredensie. Jako dziecko najbardziej lubiłam "kwiaty" miechunki ozdobnej. Były dla mnie tajemnicą o chropowatej fakturze, chowającą w środku błyszczący, pomarańczowy owoc, który był niestety niejadalny. Kiedy mama nie patrzyła rozcapierzałam delikatnie płatki miechunki, aby przez maleńki otwór zajrzeć do środka, czy czasem na błyszczącej jagodzie nie zasnęła Calineczka..


Miechunkowa galaretka

na szklankę obranych owoców miechunki użyłam:
3/4 szklanki cukru trzcinowego
1/3 szklanki soku ananasowego
i 2 łyżeczki soku z cytryny
szczypta startej skórki pomarańczowej

Owoce miechunki wrzuciłam do rondla z grubym dnem, wsypałam cukier i dodałam sok ananasowy i cytrynowy oraz skórkę. Podgrzałam całość aż cukier się nie rozpuścił a płyn nie zaczął bulgotać. Lekko rozgniotłam owoce praską do ziemniaków, aby uwolniły swój aromat i sok. Smażyłam całość 25 minut, stopniowo zmniejszając gaz do minimum, aż skórki owoców nie zeszkliły się. Całość cudownie zaczęła pachnieć karmelem, orzechami - był to bardzo specyficzny zapach, który trudno opisać. Gotową galaretkę przełożyłam do wyparzonego słoika i po przestudzeniu wstawiłam do lodówki.
Ledwie przestudzoną ułożyłam na talerzu razem z kulką kwaskowatych, jogurtowych lodów i posypałam prażonymi migdałami.
Nie wiem, jak długo galaretka może przetrwać w sterylnym zakręconym słoiku, bo moje zawsze znikają w ekspresowym tempie.
Jednak znalazłam u Liski wspaniale brzmiący przepis na dżem z physalisu, niestety po fakcie zużycia całości moich miechunek. Cukier żelujący zapowiada physalisową przyjemność zachowaną na dłużej. Jakże byłoby miło przypomnieć sobie dziś wieczorem, zupełnie przypadkiem, o zalegającym w głębi spiżarni słoiczku takiego złocistego dżemu...

4 komentarze:

margot pisze...

Jakie to śliczne ,takie śliczne -zdjęcie jest cudne
Bardzo lubię te owoce i oczekuję kiedy znowu pojawia się w którymś z moich sklepów

Tilianara pisze...

Pyszna jest taka galaretka :) Ja kiedyś jadłam taką domową, kupioną wprawdzie na bazarze i tak się w niej zakochałam, że już dostałam zgodę babci na posadzenie miechunki u niej w ogródku :) Może za rok skorzystam z Twojego przepisu, a tymczasem ślinka mi leci na widok tych lodów z galaretką :)

Liska pisze...

Jejku! Czy uwierzysz, że ja też szukałam w miechunce Calineczki? Piękna jest miechunka i wszystkie przetwory z niej. Ja po raz pierwszy miechunkowego dżemu próbowałam w ub. roku i zachwycił mnie ten smak, niepodobny do niczego innego. Galaretki jeszcze nie robiłam, muszę spróbować, zwłaszcza że nie dalej jak wczoraj kupiłam 2 koszyczki owoców.
Miłego weekendu!

Unknown pisze...

Witam! Podobają przepisy oraz ich oprawa graficzna. Właśnie jestem w trakcie pracy nad projektem kulinarnym i byłabym wdzięczna za szybki kontakt. mój mail healthandcooking@gmail.com Z góry dziękuję i pozdrawiam!