Strony
▼
3 listopada 2008
Po prostu żurek. (Gotujemy po polsku!)
Polskie smaki.
Hmm..
Chleb, ciepły, trzaskający. O błyszczącej, śliskiej skórce. Taki, po jaki chodziliśmy podczas wakacji na wsi do, położonej 2 km drogi za rzeką, piekarni. Trochę za blady jak na mój gust, ale i tak pyszny, wyczekany, wydeptany tą dwukilometrową wyprawą.
Pachnące słońcem owoce obrywające gałęzie drzew w sadzie. Potem rozłożone na drożdżowym placku, przysypane gruba warstwą waniliowej kruszonki.
Ruskie pierogi, które trzeba było nadziać kartoflami i serem tak mocno, że niemal pękały w szwach. Polane złocistą cebulką, o lekko kwaskowatym smaku i z aromatem czarnego pieprzu. Obowiązkowo z wyczuwalnymi kawałeczkami rozgniecionych widelcem ziemniaków.
Kruche i rozpływające się rolady śląskie z gęstym, ciemnym sosem stojącym spokojnie w zagłębieniach ziemniaczanych klusek.
Bożonarodzeniowa kapusta z grochem, pachnąca grzybami w trio z czosnkowo-grzybową kaszą Kuba i smażonym karpiem.
Zapachy świąt, kuchnia taka bliska naturze, taktowana rytmem pór roku, świąt i zbiorów.
I w tym wszystkim, gdybym miała wybrać jedną jedyną potrawę, bez której ta kuchnia mogłaby dla mnie nie istnieć to byłoby mi bardzo ciężko się zdecydować. W ostateczności jednak mój wybór padłby na zwykły, szary.. żurek. Po prostu żurek.
Żurek
2,5 l wody
1/2 l żuru
2 suszone grzyby
1 duża cebula
3 ząbki czosnku
laska kiełbasy
plaster wędzonego boczku (20 dkg)
liść laurowy
3 kulki ziela angielskiego
3 kulki pieprzu czarnego
łyżka roztartego majeranku
100 ml słodkiej śmietany
sól do smaku
Nastawiam wodę w garnku. Wrzucam pokrojoną w ósemki cebulę oraz ząbki czosnku opłukane ale nieobrane. Kiedy woda się zagotuje wrzucam pokrojoną w grube plastry kiełbasę oraz plaster boczku. Gotuję na wolnym ogniu 15-20 minut. Dorzucam liść, ziele, pieprz, gotuję dalej 20 minut. Wyjmuję boczek i kroję go w paseczki, wrzucam z powrotem, wlewam żur i wsypuję majeranek. Pozwalam zupie się zagotować i pyrkać jeszcze na ogniu 5 minut. Wyłączam gaz i wlewam śmietankę.
Podaję z jajkiem ugotowanym na twardo i czerstwą bułką lub pszenno-żytnim chlebem.
Aż przyjemnie się czyta Twój post, prawie można poczuć zapachy tych potraw, a żurek ... żurek jest wspaniały! Pozazdrościć takich wspomnień o smakach :)
OdpowiedzUsuńZjadłabym, wypiła, pożarła i udała, że to nie ja. ;-) Żuru mi się chce!!!
OdpowiedzUsuńAariciu, jedno pytanie: ten żur z przepisu to taki kupny? w butelce? Czy sama robisz zakwas na żur?
Małgosiu, jak mam swój to daję swój , a kupny to tylko jeden jest taki, który spełnia moje normy żurowe - tu na śląsku dosyć często spotykany, nawet nie wiem jak się nazywa producent, bo to po prostu :żurek w kubku".
OdpowiedzUsuńJa w ogóle uwielbiam kwaśny żurek, taki że yhmmmm!
Szkoda , że nie odkryłam Twojego bloga, jak jeszcze miałam pełną chatę :( . Pyszne to Twoje jedzonko :)
OdpowiedzUsuńElu, dla siebie też warto pysznie gotować :) Mrożenie, albo mniejsze naczynia i dzielenie przepisów na pół sprawdza się wtedy doskonale :)
OdpowiedzUsuń