Postanowiłam, że nie mogę się tak męczyć i raz w tygodniu robię sobie wolne od diety i od przyrządzania nudnych posiłków (bo niestety bez pręgierza i jadłospisu nie potrafię :))
Tak więc korzystając z okazji zrobiłam sobie i ja Cytrusową Chwilkę z jednym z moich ulubionych cytrusów w roli głównej. Przyrządziłam tartę cytrynową autorstwa Alberta Kumina. Ów pan był cukiernikiem w takich nowojorskich restauracjach jak: nieistniejąca już Windows of the World, która mieściła się na szczycie północnej wieży WTC, czy też wytwornej Four Seasons. Albert Kumin był także nauczycielem w szkole DeGustibus, i to tam uczył przyrządzać tę kruchą skorupkę wypełnioną cytrynowym nadzieniem.
Zastanawiałam się cóż to za tarta, szef cukierników, który pracował w tak ekskluzywnych miejscach musi wszak podawać tylko niebanalne desery.
Nie myliłam się. Tarta jest ultraprosta a jednocześnie nie banalna.
Tarta cytrynowa
De Gustibus Lemon Tart
Albert Kumin
poglądowo:
1 filiżanka - cup (US) - 240 ml
1 łyżka (US)- 14,7 ml
•kruche ciasto:
1 1/2 filiżanki i łyżka mąki pszennej tortowej
1/2 filiżanki masła, pokrojonego na kawałki i schłodzonego
szczypta soli
1/4 filiżanki + dwie łyżki lodowatej wody
•nadzienie:
1 filiżanka zimnej wody
1/4 filiżanki skrobi kukurydzianej (cornstarch)
1/2 filiżanki i dwie łyżki świeżo wyciśniętego soku z cytryny, przecedzonego przez sitko
1/2 filiżanki cukru
5 dużych żółtek w temperaturze pokojowej
6 łyżek masła w temperaturze pokojowej
•do dekoracji (opcjonalnie):
1 filiżanka śmietanki kremówki
Mąkę przesiałam do miski od blendera, wrzuciłam 1/2 filiżanki zimnego masła i posiekałam malakserem aż powstały okruchy- można też ciasto posiekać w misce widelcem. Dodałam sól i 2 łyżki lodowatej wody i już przy pomocy widelca delikatnie ale szybko zagniotłam ciasto (w razie potrzeby można dodać jeszcze po łyżce po trochu pozostałą wodę). Uformowałam kulkę i owinąwszy w folię włożyłam do lodówki na 30 minut.
Przed upływem 30 minut nagrzałam piekarnik do temperatury 180 stopni. Ciasto wywałkowałam do średnicy ok.29 cm. Przygotowałam tortownicę o średnicy 25 cm (przepis jest na 22 cm foremkę), bo nie mam formy na tartę z wyjmowanym spodem. Ciasto delikatnie przełożyłam do środka, docisnęłam do spodu i wyrównałam boki. Nakłułam widelcem w kilku miejscach. Na ciasto położyłam pergamin i obciążyłam sucha fasolą. Piekłam 14 minut, po czym zdjęłam obciążenie i papier i dopiekłam jeszcze wierzch przez 3 minuty.
W czasie kiedy ciasto odpoczywa w lodówce można przygotować nadzienie. Odmierzyłam 4 łyżki zimnej wody i w małej miseczce wymieszałam dokładnie ze skrobią. Odstawiłam.
Resztę wody wlałam do rondla z grybym dnem, wymieszałam z cukrem i sokiem cytrynowym i postawiłam na średnim ogniu. Podgrzewałam, dokładnie mieszając póki mieszanina prawie nie zaczęła się gotować (ok. 3 minut). Taką "lemoniadę" odstawiłam.
Żółtka ubiłam z miksturą skrobi z wodą Bardzo dokładnie mieszając wlałam trochę gorącej "lemoniady" aby zahartować żółtka, chwilę mieszałam i jeszcze raz dolałam trochę gorącego płynu ciągle mieszając, a następnie przelałam żółtka do reszty gorącej lemoniady w rondlu. Cały czas trzeba energicznie mieszać, aby nie zrobił się omlet!!! Energicznie mieszając doprowadziłam masę do wrzenia i natychmiast zdjęłam z ognia i wmieszałam dokładnie masło.
Masę przełożyłam do miski, przykryłam folią spożywczą aby nie zrobił się kożuch i lekko przestudziłam. Następnie napełniłam upieczony spód i pozwoliłam aby tarta całkowicie ostygła.
Można przyozdobić bitą śmietaną i schłodzić w lodówce.
Nadzienie robiłam dwa razy. Za pierwszym razem wyszedł mi okropny omlet cytrynowy, który prawie całkowicie zniechęcił mnie do tego przepisu. Jednak szkoda mi było mojej pracy i pachnącego masłem wypieczonego spodu więc jeszcze raz, dokładnie, cierpliwie i krok po kroku zaczęłam robić cytrynową masę. No i wyszła! I to jaka! Takiego właśnie smaku, niebanalnego ale urzekającego w swojej prostocie już od dawna szukałam :)
7 komentarzy:
Na tę okazję ja również popełniłam cytrynową pyszność :) przepyszne... nieprawdaż?
Przeciwieństwa się przyciągają - pełne lata cytrusy i zziębnięte dłonie, rygorystyczna dieta i pełna przepychu cytrynowa tarta ... cieszę się, że wróciłaś, bo mniej pięknie byłoby bez Ciebie i Twoich zdjęć :)
A blade chlebki w końcu zrobią się rumiane - tak mówię sobie, gdy z pieca wyjmuję swoje bladzioszki :)
Agatko, widziałam Twoją tartę, jest piękna i przyznaję, że taki kawałeczek tarty to niebo w gębie!
Tilianaro, dziękuję za ciepłe słowa, dobrze wiedzieć że nie tylko ja produkuję bladziochy ;)
A z tą dietą, to myślę, że taki jeden dzień szaleństwa w kuchni tylko mi dobrze zrobi i nie narazi mnie na szybkie wypalenie ;) także wróciłam, ale niezbyt często pewnie będę tutaj pisała, no bo o czym? - o rosołku na wywarze z jarzyn z suchym wygotowanym mięsem z kurczaka? Hihi, to ma być wszak blog kulinarny a nie antykulinarny ;)
Aaricio, Ty swoimi zdjęciami byłabyś w stanie przekonać nawet do suchego kurczaka :)
Współczuję diety :( Ja swego czasu też byłam na ścisłej diecie - raz by stracić kilogramy raz by uratować swój żołądek i za każdym razem to była katorga :( Ale jak się kocha gotować, to nie da się od tego uciec na długo :) Nawet jak chlebki wychodzą blade :) Będę czekać cierpliwie na Twój powrót :) Powodzenia i dużo zdrówka życzę :)
Piękny wpis. Z duszą. Jak zwykle zresztą :)
Koniecznie musze zrobic dla meza, on bardzo lubi takie cytrynowe tarty czy 'babeczki' :)
Te zdjęcia sa przepiękne!Właśnie przeglądam Twe archiwum...
I bez wahania dodaję do ulubionych :)
A zaraz zabiorę się za czytanie...
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz