30 kwietnia 2015

Witaj wiosno!


Nigdy nie przepadałam ani za wiosną, ani za szparagami i inną typowo wiosenną zieleniną. Kiedy byłam nastolatką wiosna wydawała mi się nudna i jakaś niewydarzona, a te wszystkie zielone pędy i liście monotonne i bez charakteru. Ale to był inny czas: wtedy musiało być albo gorąco albo mroźno, albo miłość albo nienawiść, albo lato albo zima, a jedzenie musiało mieć bardzo zdecydowany, mocny smak.
Na studiach zaczęłam się zmieniać i od tego czasu, z roku na rok, wiosna staje się coraz bardziej wytęsknioną porą, zwłaszcza ten pierwszy tydzień, w którym zieleń strzela z gałązek drzew i krzewów w ciągu jednej, tajemniczej i nikomu nieznanej nocy i pewnego ranka kiedy otwieram drzwi i wychodzę na ulicę uderza mnie cieplejsze powietrze i zapach świeżej ziemi. Człowiek dojrzewa w końcu po to, by być bardziej uważnym na niuanse i szczegóły, by więcej spostrzegać.
To właśnie świadomość ulotności tej zieleni sprawia, że zaczynam za nią tęsknić jeszcze zanim zniknie na kolejny rok..
Tak więc otaczam się tą zielenią jak mogę, gapię się godzinami przez okno na kasztanowce i głogi za oknem, kupiłam doniczki i ziemię oraz nasiona ziół i nasturcji, przytaszczyłam do domu pęczki zieleniny i wietrzę dom.




Ta sałata jest wyjątkowo odświeżająca i wiosenna. Znalazłam ją w przepięknej wizualnie książce "What Katie Ate", będącej papierowym podsumowaniem jednego z moich najulubieńszych foto-foodowych blogów.

Wykonanie tej sałaty jest bardzo proste. Proporcje są na jedną, dużą miskę, która podana z chlebem wystarczy (spokojnie) dla 4 osób.

Tak się ją przygotowuje:

Gotuję kubek zielonej soczewicy al dente, studzę, przesypuję ją do dużej miski, przyprawiam solą i pieprzem oraz oliwą z oliwek (ok. 2 łyżek) i octem z czerwonego wina (ok. 1-2 łyżek).
Gotuję także kubek kaszy quinoa, odcedzam i wsypuję do miski z soczewicą.
Przygotowuję i wrzucam do miski z soczewicą i kaszą pozostałe składniki:
- ćwierć kilo pomidorków koktajlowych, które wcześniej kroję w ćwiartki,
- pęczek dymki, który kroję w średniej grubości plasterki,
- jedną małą papryczkę chilli bardzo drobno pokrojoną, 
- skórkę otartą z 2 limonek,
- z pęczka szparagów odłamuję zdrewniałe końcówki, kroję pędy na 2-3 cm kawałki, wrzucam na wrzątek: najpierw pędy a w połowie czasu czubki, gotuję 2-3 minuty, odcedzam, wrzucam do miski z lodowatą wodą na chwilę i jeszcze raz odcedzam  - wrzucam szparagi do miski.

Delikatnie mieszam całość dodając garść porwanych liści mięty.
Na koniec rozgrzewam patelnię grillową i smażę na niej plasterki sera halloumi, które wcześniej skrapiam sokiem z limonki. Po zdjęciu z patelni kroję je na jeszcze mniejsze kawałki i wrzucam do miski.  Całość jeszcze raz, bardzo delikatnie mieszam, ew. przyprawiam solą i świeżo mielonym pieprzem.

To był bardzo dobry, lekki i świeży wiosenny lunch.

Brak komentarzy: